Wszystko co się tyczy ochrony -jestem jak najbardziej za.
Jeśli wolno zaproponować, to myślę że podstawą dla szczupaka na stawach byłby limit dzienny 1szt.
oraz jakieś górne widełki wymiaru np. 70cm na stawach i powiedzmy 85cm
dla Czechowic (tam mimo wszystko tej ryby jest więcej).
Jednocześnie, jeśli takie widełki zostałyby wprowadzone, to podczas zarybiania należałoby się wystarać
o kilka takich właśnie byczków, powyżej wymiaru, aby mogły spokojnie się rozmnażać.
Górne widełki dałyby im szanse (bo jak znam życie to niestety nie gwarancje...) przetrwania
i robienia za rozpłodowce
To byłoby już coś... Jakiś dobry początek.
Jeśli chodzi o okonia to myślę że podniesienie wymiaru ochronnego do nawet 20cm nie było by przesadą,
bo nawet dla zatwardziałych mięsiarzy mniejsza rybka to żadna zdobycz. No chyba że na klopsy
Taki wymiar jest coraz częściej wprowadzany np. Pławniowice.
Limit nie 5kg, a 10szt. na dobę. A może 5szt.?
Jednak, aby nie było tak jednostronnie i aby nie tylko ci porąbani spiningiści
mieli trochę pod górkę
ponownie proponuję aby od przyszłego roku (bo w tym to już chyba z późno ?) wprowadzić na stawach
ograniczenia jeśli chodzi o nęcenie.
Tutaj podeprę się jednym z punktów regulaminu łowiska "Nakło Chechło" który brzmi:
"zakaz stosowania zanęty w ilości większej niż 2 kg na każdy dzień, a w okresie od 1 czerwca do 31 sierpnia
korzystania z zanęty innej niż zwierzęca i ziaren zbóż w ilości większej niż 1 kg"Jeśli na tak sporym zbiorniku, stosuje się takie obostrzenia w celu ochrony wody, to myślę że na tak niewielkich,
niezbyt głębokich stawach, tego typu ograniczenie (a nawet bardziej restrykcyjne!) to także podstawa aby zacząć
robić coś dobrego dla nich samych.
A w perspektywie czasu, w gruncie rzeczy -także wędkarzy, którzy będą mogli się dochować
bardziej rybnego, zdrowego łowiska...
Mam nadzieję że zostanie to wzięte pod uwagę.
Tutaj dla przeciwników taka mała dygresja, przykład działający na wyobraźnie.
Załóżmy że każdy z wędkujących przynosi ze sobą wiaderko zanęty. Czegoś tam, co kto sobie upodobał.
Często wymieszane np. z ziemią, gliną itp aby zapewnić odpowiednie własności uwalniania zanęty.
Dziennie ilu takich wędkarzy przychodzi na staw? Kilku, kilkunastu? Przez powiedzmy 200 dni w roku?
To teraz weźcie sobie takie wiaderko i dziennie, wysypujcie gdzieś na kupkę te kilka,
kilkanaście wiaderek...
Ile tego po roku się nazbiera? Po kilku latach? Dziesięciu? itd... Wysilmy wyobraźnie przez moment...
I jak? Widzicie tę wielką kupę którą sami usypujemy przy okazji wędkowania? Robi wrażenie?
W takim tempie to ile czasu potrzeba aby zasypać taki staw?
A później narzekamy że stawy zarastają, że muł i bagno... Do tego dodajmy to co po sobie zostawiają
tony przewijającego się przez wodę karpia.
I najlepsze jest to że sami to sobie robimy...
Jeśli mamy chronić nasze wody - to dbajmy o nie wszyscy.Poza tym -kontrole. To dla mnie trochę obcy temat.
Dlaczego obcy? Bo jeszcze nigdy, nikt, mnie nie skontrolował...
Na stawach bywam stosunkowo rzadko, za to bardzo często w Czechowicach.
Poranne wypady po pracy w nocy to w sezonie niemal codzienność i bardzo często właśnie kończą
się na tym zbiorniku.
Zwykle podążam jednak przeciwnym do rybaczówki, badziej dzikim brzegiem
(męska przygoda, krzaki, przeciwności itp.
hehe ) zahaczając często o "Czarne".
I na kilkadziesiąt dotychczasowych wypadów nie spotkałem nawet śladu kontroli.
Jak boga kocham... nawet nie wiem jak to jest
Za to kilkukrotnie zaplątałem się w krzakach (w okolicy "cypla") w zarzuconą, przywiązaną
w krzakach do kołka żyłkę z kawałem kotwicy i resztką jakiegoś rozpadającego się żywca na końcu...
Wiem, rozumie, że możliwości są ograniczone ale jeśli ktoś mi powie że mam takie szczęście
co do tych kontroli -to od tej chwili nie odpuszczę żadnego losowania totka...
Pozdrawiam, Leszek